Kiedy
przeglądarka internetowa wyszukała hasło „Layne Wayt”, Justin zamknął oczy.
Musiał się przygotować na to, co zobaczy.
„Pewnie
nie będzie łatwo go znaleźć”, pomyślał.
Layne
Wayt w jego wyobraźni był zwykłym kaskaderem, który gdzieś teraz żył. Zapewne
daleko od Justina, ale żył.
Blondyn
otworzył oczy, czytając pierwszy nagłówek.
Layne Wayt znany jako „Czarny Jeździec” został
postrzelony!
I następny.
Schytano Czarnego Jeźdźca! Nazywał się Layne Wayt!
I następny.
Koniec dobrej passy Czarnego Jeźdźca!
Nie mógł patrzeć
dalej na nagłówki, które nic mu nie mówiły, kompletnie. Kliknął na pierwszy
link, po czym przeczytał zawartość.
I tak z następnym.
I następnym.
Layne Wayt.
Nie żyje.
Czarny Jeździec.
Został postrzelony.
Zostawił po sobie rocznego synka.
Motocliksta, który obrabowywał banki, wreszcie złapany.
Aż wreszcie z
przetłoku myśli, odstawił laptopa na bok. Schował głowę w dłoniach, a jego
myśli odbijały się echem.
Nie mógł uwierzyć w
to, co przeczytał. Miał wrażenie, że to wszystko jest jednym wielkim kłamstwem.
Pokręcił głową,
nadal nie wierząc, po czym wziął laptopa. Jeszcze raz przestudiował teks.
Layne Wayt znany bardziej jako „Czarny Jeździec” został
postrzelony 30.06.1995r. podczas ucieczki. Tego dnia przestępca napadł na jeden
z banków w Toronto. Odjechał, tak jak zawsze, swoim czarnym motocyklem. W
pościg za nim ruszyła policja, która nie miała takiego pola manewru jak motocyklista.
Młody policjant Paul Moore dogonił zbiega, kiedy on schował się w jednym z
cywilnych domów niedaleko Newton Dr. Właśnie tam, rozmawiając przez telefon ze
swoją ukochaną - Pattie Malette, został postrzelony.
Nasz informator dowiedział się iż policjant Moore dostał
od zbiega w lewą nogę. Podobno przeprowadzona jest na nim ciężka operacja,
podczas której może stracić nawet ją stracić.
Layne Wayt pochodził z Stanów Zjednoczych. Był kaskaderem
w jednym z cyrków, który objeżdżał nie tylko teren Kanady, ale też USA, a
czasem nawet Meksyku. Sam dyrektor cyrku - Mason Perez – wypowiadał się o
zmarłym przestępcy w samych plusach. Nie mógł uwierzyć, że jego uczciwy
pracownik był sprawcą trzech napadów na banki w Toronto, czterech w Ottawie i
dwóch w Stratford.
„Był dobrym pracownikiem – mówi pan Perez - jak i zarazem
ojcem i obywatelem. Nigdy nie ćpał ani nie był karany sądownie. […] Naprawdę
nie mogę uwierzyć, że był skłonny zrobić coś takiego.”
Jak widać, pozory mylą. Możemy teraz się odwołać do
starego przysłowia „nie oceniaj książki po okładce”. Sprawiedliwość została
wymierzona, a banki mogą spokojnie prowadzić swoje życie. Już nic im nie
zagraża.
Justin mocno
zacisnął szczękę. Nie mógł w to uwierzyć.
„Media są
straszne”, pomyślał, biorąc głęboki oddech.
Spojrzał artykuł.
Wciąż do niego nie docierało tyle faktów. Mama na pewno mu nie powie, o czym
wtedy rozmawiała z jego tatą, więc jedyną osobą, która mu została był Mason
Perez.
Szybko cofnął się
do wyszukiwarki i wpisał imię wraz z nazwiskiem dyrektora. Pogrzebał chwilę w
Internecie, ale w tym stanie nic nie znalazł. Był za bardzo zdenerwowany.
Spojrzał na zegarek,
który wskazywał godzinę siódmą wieczorem. Musiał się napić, a teraz to był
idealny czas.
Zamknął laptopa,
próbując sobie przypomnieć co robił przez cały dzień, a raczej o której wstał?
Ten dzień mijał zdecydowanie za szybko.
…
Rozejrzał się po przystanku
autobusowym.
„Znów w Toronto”,
pomyślał.
W głębi duszy
liczył na ponowne spotkanie dziewczyny o czerwonych włosach. Od ich pierwszego
spotkania nie opuszczała jego myśli. Czyżby „niebezpieczny ćpun” - Justin
Bieber, zakochał się? Nie widział tego z tej strony. To była tylko czysta ciekawość.
Udał się do swojego
ulubionego klubu. Znając życie posiedzi jak ofiara losu, pijąc coś mocnego,
żeby szybciej odlecieć. Przemierzał tak dobrze znane mu ulice, aż zobaczył
grupkę roześmianych dziewczyn. Szły z naprzeciwka, a najbardziej w oczy rzucała
się blondynka. Jakby była ich królową. Szła pewna siebie, a może aż za bardzo? Za
jakiś czas wybuchała głośnym śmiechem, ukazując przy tym swoje białe zęby. Usta
były podkreślone czerwoną szminką, którą było widać z oddali. Na głowie miała
fioletowo-czerwoną chustkę zawiązaną w kokardę z boku. Szara sukienka na
ramiączka powiewała na lekkim wietrze, a ramiona okrywał luźny czerwony sweter.
Im była bliżej blondyna, tym bardziej kogoś mu przypominała.
Przyglądając jej
się, próbował przypomnieć sobie kim ona jest. Blondynka złapała wzrok Justina,
po czym zlustrowała jego ciało. Nie był w jej typie. Preferowała chłopaków w
jeansach, koszulach pasujących do marynarki i schludnie wyglądających
trampkach. Niestety, wszystko musiało być firmowe. Dawno przysięgła sobie, że
nie będzie umawiała się z byle kim. A tym właśnie byle kim był Justin.
Chłopak spojrzał w
ciemne, znane już mu oczy i nagle go oświeciło. To była nieznajoma, którą
wczoraj spotkał. Złapał ją za nadgarstek, kiedy chciała go ominąć.
- Hej, pamiętasz
mnie? – Spytał się, kiedy odwróciła się w jego kierunku.
- Nie za bardzo. –
Powiedziała ostrożnie. – A gdzie się spotkaliśmy?
- Wczoraj , w
parku. – Puścił jej rękę, a ona podejrzliwie go słuchała. – Miałaś wtedy
jeszcze czerwone włosy i nie chciałaś mi powiedzieć jak się nazywasz. –
Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył nagłe zainteresowanie nim w oku blondynki. Taki
błysk. – I paliłaś.
- No tak. Jakbym
mogła zapomnieć. – Zachichotała, udając głupią. – Przepraszam, ale nie znam
Twojego imienia.
- Bo nie miałem
kiedy ci się przedstawić. – Wyciągnął do niej dłoń. – Justin Bi… - Ugryzł się w
język. Następnie odchrząknął i dodał. – Wayt. Justin Wayt.
- Katlyn Jaquelin
Moore. – Uśmiechnęła się słodko, podając mu dłoń. – Chcesz się do nas
przyłączyć? – Wskazała na zszokowane przyjaciółki.
- Um. – Podrapał
się nerwowo po karku. – No pewnie. – Wymusił uśmiech.
Justin od dawna nie
był wśród takiego grona dziewczyn. Nie wspominając, że wszystkie dziewczyny w
jego mieście się bały, że je zgwałci. O tym plotka też była.
- Justin, to jest
Catherine. – Wskazała na niską brunetkę przy kości. – To jest Alison. – Tym
razem wskazała na wysoką, wzrostu Justina, blondynkę o długich nogach. – To
jest Hanna. – Blondynka średniego wzrostu o zielonych oczach posłała mu
nieśmiały uśmiech. – A to Selena. – Wskazała na ciemnooką, która miała ciemne
włosy związane w kok wraz z licznymi różowymi pasemkami.
- Hej. – Mruknął
cicho, odwracając wzrok.
- Gdzie się
wybierałeś, Justin? – Odezwała się Selena.
- To nie ważne,
gdzie wy idziecie?
- Do Sushi Kaji.
Zawsze do niej chodzimy w piątkowe wieczory. – Odparła słodko Katlyn.
Justin się
skrzywił. Przyjechał do miasta się zabawić, a spędzi wieczór z bandą dziewczyn
w jednej z najdroższych restauracji na świecie.
- To idziemy. –
Uśmiechnął się lekko. – Prowadźcie.
Blondyn szedł z
tyłu, tłumacząc się ochotą zapalenia papierosa. Dziewczyny szybko odskoczyły od
niego w popłochu, jakby miał je spalić. Przyglądał się uważnie Katlyn, słysząc
czasem co mówi. Była jego nieznajomą. Tylko
coś mu nie pasowało w jej zachowaniu. Może pamiętał wczorajszą noc, jak przez
mgłę, ale jednak… Brakowało jej takiego błysku w oku, papierosów i tej tajemniczości. Głos Katlyn nie pasował
mu do głosu nieznajomej, był za słodki i słychać było w nim czasem nutkę kpiny.
Nawet chód. Nieznajoma szła pewnie, jakby miała gdzieś cały świat, ale razem z
gracją, kobiecością, a Katlyn? Ona szła pewnie, tak, ale miała w sobie za dużo
wymuszonej gracji.
Coś mu po prostu tu
nie pasowało. Wyglądała jak nieznajoma, ale tak jakby wcale nią nie była.
„Bredzisz głupoty,
Bieber”, pomyślał, „Za dużo myślisz ostatnio”.
…
- Jadłeś tu kiedyś?
– Spytała się ciekawa Selena. Odezwała się do niego pierwsza, odkąd tu
przyszli. Justin wpadł jej w oko, był w jej typie. Z zaciekawieniem wpatrywała
się w jego oczy. Nawet nie zauważyła, jak Katlyn zmroziła ją wzrokiem.
- Nie. – Pokręcił
głową, rozglądając się po restauracji. – Ładnie tu.
Restauracja miała
ładny wygląd, na szczęście nie sztywny. Ściany były pomalowane na ciemny
granat, prawie całe wyłożone boazerią. Z sufitu zwisały żarówki na grubym
sznurze. Siedzieli przy wysokim stole na stołkach zrobionych z brzozy.
- Tak, ten wytruj
wnętrza jest elegancki. Ale… - Zaczęła
Katlyn. – Taki młodzieżowy, nie uważasz? – Spojrzała na chwilę na niego, a
kiedy już otwierał usta, zaczęła mówić dalej.
- Skoro nigdy tu
wcześniej nie byłeś, to może ja ci coś zamówię? Przychodzę tu regularnie z
tatą, odkąd mieszka sam.
- Tak, możesz mi
coś zamówić. – Pokiwał głową.
- Więc… Justin
pochodzisz z? – Spytała się zaciekawiona.
- Mówiłem ci
wczoraj. – Zmarszczył brwi. – Pomogłaś mi przecież dotrzeć do Stratford.
- Oh. – Zbladła. –
Zapomniałam! –Pisnęła, nerwowo chichocząc.
- Wiesz, Katlyn ma
częste zaniki pamięci. – Powiedziała Selena, uśmiechając się życzliwe w stronę
przyjaciółki, po czym znów przeniosła wzrok na Justina.
- Oh, doprawdy? –
Katlyn uniosła jedną brew, rzucając w kierunku Seleny zimne spojrzenie.
- Widzisz,
biedaczka nawet tego nie pamięta. – Uśmiechnęła się smutna, ściskając dłoń
blondynki.
- Przypomnijcie mi
jutro, żebym załatwiła jedną ważną sprawę. – Warknęła, kładąc nacisk na sprawę.
Justin przyglądał
się kłótni przyjaciółek. Czuł się niezręcznie z tego powodu. Naprawdę coś mu tu
nie pasowało. Cała historia o amnezji Katlyn była tak dziwnie przedstawiona, że
nie był pewien czy w ogóle w nią wierzyć.
Reszta przyjaciółek
patrząc się na stół, nie pisnęła ani słowem. Jedyną osobą w grupie, która
potrafiła się przeciwstawić Katlyn, była Selena. Jedyne, co je obie łączyło, to
pewność siebie i wyszczekany język, a po za tym były zupełnym przeciwieństwem.
Każda z nich wolała o wiele bardziej ciemnowłosą od blondynki, której czasem
szczerze nienawidziły. Niestety, Katlyn była najpopularniejszą osobą w szkole,
bez niej były nikim. Do tego ona je wszystkie zjednoczyła, powinny być jej
wdzięczne i oddane.
- Dobry wieczór,
czy mogę przyjąć zamówienie? – Ciszę i wymianę groźnych spojrzeń między Seleną
i Katlyn przerwał przystojny kelner po trzydziestce. Katlyn spojrzała na niego
już łagodnym wzrokiem, po czym przytaknęła.
Miesiąc później
Justin szedł blisko Katlyn, ale nie tak
bardzo blisko, jak blondynka by chciała. Właśnie wracali z jednej imprezy, na
którą dziewczyna dostała zaproszenie. Odbyła się ona w jednej z droższych
dzielnic Toronto, w wielkim pokaźnym domie. Chłopak wlepił wzrok w swoje buty
po raz setny tego wieczoru. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio upił się w trzy
dupy. Przy Katlyn nie pił alkoholu, bo ta uważała, że są zbyt młodzi. Każdy weekend
spędzał z blondynką i jej przyjaciółkami. Przywykł już do damskiego
towarzystwa. Jedyna rzecz, która go zastanawiała, to dlaczego po pierwszym
spotkaniu z Seleną, która była bardzo miła, Katlyn oznajmiła na drugi dzień, że
się ostro pokłóciły. Podobno Selena wyzwała ją od dziwek i suk, więc musiała
opuścić ich towarzystwo. Justin uwierzył w wszystko, co powiedziała Katlyn.
- Um… Już jesteśmy. – Mruknął, stojąc przez
dobrze mu znanym domem. W końcu był pod nim minimum 1 raz w tygodniu.
- Wiem. – Mruknęła, poprawiając swoją
niebieską sukienkę. – To do jutra?
Justin podrapał się nerwowo po karku. Nie
wiedział, dlaczego z nią się spotyka, ale coś… Coś w środku mu kazało.
- Chyba tak. Zadzwonię, pamiętaj żeby sobie
zapisać. Nie chcę, żebyś znowu zapomniała. – Oznajmił, podchodząc bliżej.
Pochylił się, a Katlyn liczyła na pierwszy pocałunek w usta. Na Boga! Spotykali
się od miesiąca, a on nie wykonał żadnego w tym kierunku, żeby było między nimi
coś więcej. Blondynka czasem podejrzewała, że jest gejem. Justin spojrzał się
na jej usta, po czym oblizał swoje własne. Brakowało kilku centymetrów, żeby
ich usta złączyły się w słodkim pocałunku, ale on szybko zmienił zdanie i
musnął tylko jej policzek. Uśmiechnął się niezręcznie.
- To pa. – Powiedział i się odwrócił.
Katlyn zaczynała się powoli męczyć i
denerwować tą znajomością, ona chciała coś więcej, a on? Wkurzona ruszyła w
stronę domu.
Justin szedł ulicą, na której mieszkała
Katlyn. Był na siebie wściekły. Katlyn nie wiedziała, że chłopak nigdy
wcześniej się nie całował, odliczając te, kiedy był małym chłopcem. Wetchnął
głośno, jego organizm potrzebował odskoczni, której nie miał od dawna. Skręcił
w boczną uliczkę, wpadając na osobę o czerwonych włosach.
- Uważaj… - Zaczął, kiedy spojrzał na
nieznajomą, zamarł. To była Katlyn, taka jak ją pierwszy raz spotkał. Jej
czerwone, kręcone włosy delikatnie opadały na ramiona. Miała na sobie tą samą
czarną, skórzaną kurtkę, pod którą ukrywał się przyległy top. Podkreślał on i
uwydatniał jej biust, który przyciągał uwagę każdego mężczyzny. Czarne,
dziurawe jeansy opinały się na jej nogach. Miała te same buty, jak miesiąc
temu. Zapach tytoniu i drogich, słodkich perfum wypełnił jego nozdrza. Ciemne
oczy przeszywały go na wskroś. Rozpoznał również ten charakterystyczny błysk,
którego zawsze brakowało mu w Katlyn. Czerwony kolczyk w nosie, którego też nie
posiadała blondynka, mienił się przy świetle latarni. Natomiast krwistoczerwone
usta wraz z językiem dosłownie pieprzyły lizaka, który trzymała za patyka w
dłoni. Robiła to tak niezmiernie seksownie, że nawet Justin zaczynał mieć o
niej sprośne myśli.
- Katlyn? – Wyjąkał oniemiały. – Ale przecież
ty… - Wskazał za siebie.
- Nie
jestem Katlyn. – Mruknęła swoim seksownym głosem, który śnił mu codziennie.
Tak, czerwono włosa codziennie odwiedzała go w snach. – Ale za to ty jesteś
chłopakiem Katlyn, o ile się nie mylę? – Uniosła jedną brew, pokazując lizakiem
w jego stronę.
- Nie jestem twoim chłopakiem, Katlyn. –
Mruknął niezręcznie. Czerwono włosa wybuchła śmiechem.
- Myślisz, że jestem tą suką? – Pokazała
lizakiem w stronę domu. – Nie, czekaj. Ty myślisz, że ona jest mną, mam rację?
– Uśmiechnęła się cwano.
- Nie rozumiem. Jaja sobie ze mnie robisz?
- Oh, dobrze. – Oblizała usta. – Jak
spotkaliśmy się po raz drugi, pamiętałam coś z dnia wcześniej?
- Uh. Nie. – Zmarszczył brwi.
- A jak zareagowałam na swój kolor włosów?
- No byłaś najpierw ostrożna, a jak ci
powiedziałem o kolorze włosów, to… W oczach zobaczyłem błysk zainteresowania.
- Dałeś się wkopać. – Pokręciła głową. –
Jestem Evelyn Diamond Moore, siostra bliźniaczka Katlyn. – Wystawiła do niego
dłoń, którą niepewnie uścisnął.
- Justin Drew Wayt. – Powiedział bez żadnego
szwanku. W całym towarzystwie Katlyn nauczył się przedstawiać imieniem, drugim
imieniem i nazwiskiem. Już nie pamięta, kiedy ostatnio komuś przedstawił się
jako Bieber.
- Zostałeś wrobiony przez moją siostrę.
- Ale jak to?
- Nienawidzimy się, tyle. – Wzruszyła
ramionami. – Kiedy w siódmej klasie jej chłopak zostawił ją dla mnie, ale i tak
ze sobą nie chodziliśmy, postawiła mi się kiedyś odegrać. Przykro mi, że jesteś
tylko zabawką.
- Ta suka mnie okłamała.
- Chcesz się napić?
- Huh?
- Pytałam się, czy chcesz się napić? Noc
jeszcze młoda.
- Oj tak.
- To chodź, uwalimy się w trzy dupy.
I to było to, czego potrzebował.
…
- Kiedy miałam 14
lat, mój tata wyprowadził się od nas. Wtedy całą noc płakałam, żeby wrócił. Ale
tylko jedną, później go znienawidziłam. – Pociągnęła łyk z butelki.
Leżeli w parku pod
drzewem, o które był oparty Justin. Evelyn leżała miedzy jego nogami, snując
historie swojego życia. Chłopak bawił się jej włosami.
- Powiedzieć ci
sekret? – Spytał się niepewnie.
- Jaki?- Poprawiła
się, żeby mieć na niego lepszy.
- Mój prawdziwy
ojciec nie żyje.
- Ale mówiłeś… -
Zmarszczyła słodko brwi.
- Jeremy nie jest
moim prawdziwym ojcem Jest nim Layne Wayt. Był Czarnym Jeźdźcem. – Evelyn
wmurowało.
- Pierdolisz? –
Wybełkotała.
- Nie. Naprawde się
nazywam Justin Drew Bieber, a moim ojcem jest Layne Wayt, znany jako Czarny
Jeździec.
- Facet. Twój
ojciec był zajebisty! – Krzyknęła.
- Serio? – Mruknął,
biorąc od niej butelkę.
- Tak. Czytałam o
nim artykuły w Internecie z trzy lata temu. – Wzruszyła ramionami.
- Wcześniej nie
wiedziałem, o tym. Dowiedziałem się, kiedy znalazłem akt urodzenia.
- Przykro mi. –
Wyszeptała. – Szukałeś jakieś swojej rodziny od jego strony?
- Nie. – Pokręcił głową.
– Byłem zbyt zajęty uganianiem się za Katlyn.
- Suka.
- Tak, suka.
Nagle Evelyn
wstała, a następnie zawisła nad Justinem z głupawym uśmiechem.
- Chodźmy nad staw.
– Przygryzła dolną wargę, podając Justinowi rękę. Chłopak ją złapał i pociągnął
Evelyn w dół. Dziewczyna wylądowała okrakiem na jego kolanach. Ich twarze
dzieliły milimetry.
Justin puścił butelkę,
przez to wylała się resztka tego, co w niej zostało. Jedną rekę położył na jej
policzku, kiedy wzrokiem kursował między jej ustami a oczami. W końcu ich wargi
złączyły się w powolnym, delikatnym pocałunku.
Obydwoje zrobili
coś, czego najmniej się spodziewali.
Pocałowali się.